Amerykański nalot rakietowy na siły Baszara Asada – konsekwencje dla stosunków rosyjsko-amerykańskich
W nocy 6 na 7 kwietnia siły amerykańskie przeprowadziły atak rakietowy (59 rakiet samosterujących Tomahawk) z okrętów na Morzu Śródziemnym na bazę lotniczą syryjskich sił wiernych reżimowi Baszara Asada w Szajrat w prowincji Homs. Był on odpowiedzią na atak chemiczny dokonany 4 kwietnia przez syryjskie siły rządowe na miejscowości Chan-Szejchun w prowincji Idlib, w którym zginęło kilkudziesięciu cywili (samoloty startowały z tej bazy). Prezydent USA Donald Trump wygłosił oświadczenie, w którym nazwał nalot odpowiedzią na łamanie prawa międzynarodowego przez reżim Asada, jednak nie sprecyzował, czy jest to jednorazowy nalot, czy początek szerszej kampanii przeciwko siłom Asada. Rosja, Iran i reżim w Damaszku potępiły amerykański nalot jako akt agresji i pogwałcenie suwerenności Syrii. Z kolei inne państwa, w tym m.in. Turcja, Arabia Saudyjska i Izrael wyraziły wsparcie dla działań Waszyngtonu.
W zaatakowanej przez USA bazie prawdopodobnie znajduje się też rosyjski personel. Zgodnie z oficjalną informacją, strona amerykańska uprzedziła kanałami specjalnej komunikacji wojskowej stronę rosyjską o mającym nastąpić ataku, tak aby zminimalizować ryzyko ofiar wśród żołnierzy rosyjskich ewentualnie mogących znajdować się w rejonie ataku. Zadeklarowała jednocześnie, że nie atakowała części bazy, gdzie mogli znajdować się Rosjanie.
Reakcje rosyjskie
- Moskwa zawiesiła memorandum z USA o unikaniu incydentów lotniczych w Syrii oraz postawiła wniosek o zwołanie nadzwyczajnej sesji Rady Bezpieczeństwa ONZ. W imieniu prezydenta Rosji Władimira Putina akcję USA potępił 7 kwietnia rano jego rzecznik Dmitrij Pieskow, nazywając ją atakiem na suwerenne państwo i naruszeniem prawa międzynarodowego, dokonanym „pod zmyślonym pretekstem”. Podtrzymał także dotychczasowe rosyjskie stanowisko, że armia Asada nie dysponuje bronią chemiczną i w związku z tym nie mogła dokonać ataku chemicznego na Chan-Szejchun. Określił amerykański atak jako próbę odwrócenia uwagi od katastrofy humanitarnej w Mosulu. Zapowiedział, że ta akcja wpłynie negatywnie na stosunki rosyjsko-amerykańskie, „które i tak są w opłakanym stanie” i stworzy poważne przeszkody dla stworzenia międzynarodowej koalicji do walki z terroryzmem.
- MSZ Rosji wydało 7 kwietnia rano oświadczenie, w którym nazwało działania USA „aktem agresji przeciw suwerennej Syrii”, przykładem „bezmyślnego podejścia”, które „stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa międzynarodowego”. W komunikacie zarzucono Waszyngtonowi, że atak był przygotowywany już od dawna i że jego głównym celem było odciągnięcie uwagi od ofiar cywilnych, jakie zginęły w rezultacie działań amerykańskiej koalicji przeciwko siłom Państwa Islamskiego w irackim Mosulu. Minister spraw zagranicznych FR Siergiej Ławrow na konferencji prasowej w Taszkencie powtórzył główne tezy oświadczenia Pieskowa i komunikatu MSZ. Uznał działania USA za dążenie do osłony radykalnego islamskiego ugrupowania Dżabhat-al-Nusra, które Waszyngton ma wykorzystywać jako narzędzie realizacji swojej polityki zmiany reżimu w Syrii. Atak, według Ławrowa, miał na celu wykolejenie rozmów politycznych w Genewie i Astanie pomiędzy syryjską opozycją i reżimem Asada.
- Szef komitetu ds. międzynarodowych Dumy Państwowej Leonid Słucki zasugerował, że atak chemiczny w Idlib mógł być zachodnią prowokacją, mającą dać pretekst do działań siłowych w celu zmiany reżimu Asada, a przeprowadzony przez USA atak może doprowadzić do eskalacji konfliktu. Rosyjskie media sugerują, że ataki USA były skoordynowane z działaniami ofensywnymi zbrojnej antyasadowskiej opozycji, w tym ugrupowań ekstremistycznych.
Komentarz
- Amerykański atak na cele reżimu Asada jest elementem szerszej gry toczącej się w Syrii w ostatnich tygodniach. Jej pierwotną przyczyną było zwiększenie amerykańskiego zaangażowania militarnego w Syrii (w tym bezpośredniej obecności wojskowej) w ramach przygotowań ofensywy na stolicę Państwa Islamskiego (PI) Rakkę i de facto tworzenia amerykańskiej strefy bezpieczeństwa w Syrii (tereny opanowane przez siły kurdyjskie oprócz Afrinu). Rosja podejmowała szereg działań mających na celu utrudnienie ofensywy poprzez sprowokowanie bezpośredniego konfliktu na linii Turcja – kurdyjski PYD, czego przykładem były napięcia w Afrinie pod koniec marca. Po niepowodzeniu działań w Afrinie (brak ostrej reakcji Turcji) Moskwa prawdopodobnie wykorzystała atak bronią chemiczną w Idlibie jako z jednej strony dalszą prowokację wobec Turcji (w Idlibie na mocy porozumienia turecko-rosyjskiego utrzymywało się względne zawieszenie broni), z drugiej jako test amerykańskiej determinacji w prowadzeniu nowej polityki w Syrii.
- Atak amerykański na bazę Szajrat jest politycznym ciosem dla Rosji i jej międzynarodowego wizerunku. Do tej pory Rosja demonstrowała polityczną i wojskową inicjatywę w Syrii, bezkarność działań swoich i popieranych przez nią sił reżimu Asada i swoją kluczową rolę polityczną w próbach regulacji konfliktu syryjskiego. Z drugiej strony demonstrowała bezsilność Zachodu, zwłaszcza USA i nieskuteczność ich polityki w Syrii. Atak amerykański do pewnego stopnia odwraca tę sytuację: to USA przejawiają inicjatywę, a Rosja jest bezsilna i pokazuje swoją niezdolność do ochrony reżimu Asada przed działaniami Waszyngtonu. Tym samym wizerunek Rosji jako aktora dominującego w konflikcie i narzucającego swoją agendę został podważony.
- Działanie USA jest upokarzające dla Rosji tym bardziej, że Kreml od dawna bezskutecznie zabiega o bezpośrednie spotkanie prezydenta Putina z prezydentem Trumpem, które miało zademonstrować znaczącą rolę Rosji jako wielkiego mocarstwa i kluczowego dla USA rozmówcy. Efekt ten jedynie nieznacznie umniejsza fakt, iż Kreml został uprzedzony o ataku i mógł podjąć działania zmniejszające ryzyko rosyjskich ofiar.
- Atak amerykański pokazuje, że rosyjskie oczekiwania, iż współdziałanie w Syrii i w walce z międzynarodowym terroryzmem stanie się pierwszą i główną podstawą normalizacji i ocieplenia stosunków rosyjsko-amerykańskich, były wyolbrzymione, a jeżeli dojdzie do takiego współdziałania, to zapewne będzie ono ograniczone.
- Z drugiej strony należy przypuszczać, że strona rosyjska oceniła atak amerykański jako działanie ograniczone, nie sugerujące zasadniczej zmiany polityki USA wobec konfliktu syryjskiego, którego celem jest demonstracja siły. Miałaby ona na celu poprawę wizerunku Trumpa na arenie wewnętrznej i
polepszenie przetargowej pozycji Waszyngtonu przed planowaną wizytą sekretarza stanu Rexa Tillersona w Moskwie (11–12 kwietnia).
- W tej sytuacji Rosja, chroniąc swój międzynarodowy wizerunek, jest zmuszona do ostrej retorycznej reakcji. Jednak najprawdopodobniej nie będzie dążyć do eskalacji konfliktu z USA. Należy oczekiwać, iż Rosjanie będą z jednej strony kontynuować rozgrywkę z USA, zwiększając wsparcie dla rządowych sił syryjskich i skłaniając je do agresywnych działań przeciwko wspieranym przez USA siłom opozycyjnym w Syrii. Nie można także wykluczyć przesuwania rosyjskich wojsk i systemów OPL w rejon strategicznych obiektów i baz syryjskich (licząc, że administracja Trumpa nie odważy się spowodować rosyjskich ofiar). Rosja może także reagować asymetrycznie, generując przecieki do mediów materiałów kompromitujących Trumpa. Z drugiej strony Rosjanie zapewne będą wysyłali sygnały, że są gotowi do negocjacji, starając się przywrócić swój wizerunek niezbędnego partnera, np. oferując kolejne porozumienia o oczyszczeniu Syrii z broni chemicznej czy większą elastyczność w porozumieniu politycznym dotyczącym Syrii.
- Z punktu widzenia USA nalot miał osiągnąć kilka celów jednocześnie. Po pierwsze jest on amerykańską odpowiedzią na rosyjskie prowokacje i ma pokazać determinację USA w Syrii. Jest to pierwszy amerykański nalot na bazę, w której stacjonowały również siły rosyjskie. Po drugie Waszyngton chce pokazać, że na trwałe powrócił jako główny rozgrywający do regionu, i że jego obecność w Syrii również jest długoterminowa i trwała. W tym wymiarze nalot miał pokazać gotowość polityczną do używania siły nie tylko przeciwko organizacjom terrorystycznym, ale również państwom – co jest zasadniczą różnicą wobec polityki poprzedniej administracji. Po trzecie adresatem są nie tylko adwersarze, ale również sojusznicy. Nowa, jednoznacznie wymierzona w Iran i jego klientów, amerykańska strategia na Bliskim Wschodzie zakłada użycie stosunkowo niewielkich sił lądowych przy dużym wykorzystaniu sił sojuszniczych. Nalot ma udowodnić partnerom USA (głównie państwom sunnickim, ale również Izraelowi i w pewnym wymiarze Turcji), że w przeciwieństwie do administracji Obamy obecna administracja w razie potrzeby jest gotowa eskalować sytuację i podejmować ryzykowne działania w obronie ich interesów.
- Jednocześnie dzisiejszy nalot nie przesądza ostatecznie dalszych relacji amerykańsko-rosyjskich w Syrii ani amerykańskiej polityki wobec reżimu w Damaszku. Głównymi celami Waszyngtonu pozostają likwidacja PI i osłabienie wpływów Iranu. W tym kontekście w Syrii możliwych jest kilka scenariuszy: próba faktycznego porozumienia z Rosją na amerykańskich warunkach i deeskalacja napięć, dalsze amerykańskie działania przeciwko Asadowi i eskalacja napięć w relacjach z Rosją, wreszcie wariant pośredni: brak działań dalszych militarnych przeciwko Asadowi połączony z dalszymi napięciami na linii Moskwa–Waszyngton.