Analizy

Kryzys powyborczy w Gruzji

Gruzińskie partie opozycyjne, które w wyborach 31 października dostały się do parlamentu, odmówiły przyjęcia przypadających na nie mandatów. W ich opinii głosowanie zostało sfałszowane, a jego wyniki – oraz w konsekwencji skład nowo wybranej izby – nie odzwierciedlają woli wyborców. Opozycjoniści domagają się zmian w Centralnej Komisji Wyborczej oraz powtórzenia elekcji.

W wyborach zwyciężyła – po raz trzeci z rzędu, co stanowi w Gruzji precedens – partia Gruzińskie Marzenie – Demokratyczna Gruzja (GM) miliardera Bidziny Iwaniszwilego. Uzyskała ona 48,1% głosów. Drugie miejsce zajął opozycyjny blok Siła w Jedności, zbudowany wokół Zjednoczonego Ruchu Narodowego (ZRN) byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego (27,1%). Do parlamentu weszło ponadto siedem innych podmiotów – jeden blok oraz sześć partii – na które oddano łącznie 18,4% głosów. Znalazły się wśród nich zbliżone programowo do ugrupowania Saakaszwilego partia Europejska Gruzja i blok Giorgi Waszadze – Strategia Agmaszenebeli, a ponadto centrowe Lelo dla Gruzji, liberalne Girczi oraz Sojusz Patriotów Gruzji (SPG), opowiadający się za neutralnością w polityce zagranicznej i wznowieniem relacji z Rosją.

GM zapewniło już sobie dokładnie połowę (75) miejsc w parlamencie: 61 z list proporcjonalnych i 14 dzięki zwycięstwu w okręgach jednomandatowych. Druga tura odbędzie się 21 listopada w 16 okręgach jednomandatowych, w których żaden z kandydatów nie uzyskał ponad 50% głosów (zgodnie z nową ordynacją 120 spośród 150 deputowanych wybieranych jest w systemie proporcjonalnym, a pozostałych 30 – w większościowym, w okręgach jednomandatowych). Przedstawiciele opozycji z tych okręgów już zapowiedzieli, że nie wezmą w niej udziału.

Według pierwszych ocen obserwatorów z ODIHR/OBWE wybory były wolne i konkurencyjne, a obywatele, mimo stanu pandemii, mogli generalnie wyrazić swoją wolę swobodnie. Na obniżenie społecznego zaufania do procesu wyborczego wpływał jednak istniejący „brak wyraźnego rozgraniczenia pomiędzy partią rządzącą a państwem”. Ocenę tę podzieliła Ambasada USA w Tbilisi. Obserwatorzy z lokalnych organizacji pozarządowych zwrócili uwagę na spokojny przebieg elekcji. Spośród nieprawidłowości odnotowali przypadki nacisku na głosujących z wykorzystaniem tzw. czynnika administracyjnego.

 

Komentarz

  • Do samodzielnej większości parlamentarnej partii Iwaniszwilego brakuje jednego miejsca. Nie ma wątpliwości, że zdobędzie je w drugiej turze, w której rozdysponowanych zostanie dodatkowych 16 mandatów z okręgów jednomandatowych – bez względu na to, czy opozycja zdecyduje się o nie rywalizować, czy też – jak obecnie zapowiada – nie weźmie udziału w głosowaniu. W przypadku bojkotu GM sięgnie po pozostałe 16 mandatów i będzie dysponowało stabilną większością. Jeśli zaś parlament przystąpi do pracy w wybranym 31 października składzie, to, z uwagi na jego rozdrobnienie, należy także oczekiwać prób przeciągania do GM deputowanych z innych ugrupowań lub zapewniania sobie ich lojalności.
  • Partia Iwaniszwilego uzyskała gorszy wynik niż cztery lata temu, gdy zdobyła konstytucyjną większość, jednak obecny rezultat jest jej jednoznacznym sukcesem. Daje on mandat, by rządzić trzeci raz z rzędu, co nie udało się wcześniej żadnemu ugrupowaniu w Gruzji. W poprzedniej kadencji GM zachowało spójność mimo szeregu kryzysów, skutkujących m.in. znaczącym osłabieniem frakcji. Z kolei w czasie kampanii wyborczej udało mu się utrzymać wyraźną przewagę nad opozycją pomimo skokowego ostatnio wzrostu zakażeń koronawirusem oraz negatywnych gospodarczych i społecznych skutków pandemii, które siłą rzeczy obciążają władze (wiosną zachorowalność w kraju utrzymywała się na niskim poziomie, szczególnie na tle sąsiadów, to zaś grało na korzyść rządzących). Pozycję ugrupowania wzmacniają toczące się w Górskim Karabachu od końca września działania wojenne. Wobec zagrożeń, jakie płyną stąd dla Gruzji – bliskość terenu walk, obecność dużych mniejszości azerbejdżańskiej i ormiańskiej – społeczeństwo wydaje się mniej skłonne do poparcia opozycji, kojarzącej się z bardziej nieprzewidywalną polityką zagraniczną.
  • Wybory potwierdziły dominację ZRN-u wśród opozycji. Ruchowi nie udało się jednak zgromadzić we wspólnym bloku szerszego spektrum ugrupowań – w większości zdecydowały się one na samodzielny udział w wyborach. Przyczyn takiego stanu rzeczy należy upatrywać w kwestiach ambicjonalnych, obawie przed zdominowaniem przez silniejszego partnera, a także niejednoznacznym stosunku do Saakaszwilego, który choć już formalnie nie przewodzi Ruchowi, to włączył się w kampanię z emigracji (na byłym prezydencie ciążą prawomocne – motywowane politycznie – wyroki sądowe; jeżeli pojawi się w kraju, to zostanie aresztowany). Przed wyborami Saakaszwili złożył kilka niespójnych oświadczeń, zawierających różne wizje jego przyszłej obecności w gruzińskiej polityce, co mogło zniechęcić część wyborców do oddania głosu na ZRN.
  • ZRN oraz liczne mniejsze ugrupowania zażądały powtórzenia głosowania zaraz po ogłoszeniu jego wyników, powołując się na powszechne – w ich opinii – fałszerstwa. Stanowisko opozycji bardzo osłabia jednak ocena misji ODIHR/OBWE, która wskazuje, że ewentualne przypadki takich oszustw z pewnością nie wpłynęły na ogólny wynik wyborów. Należy założyć, że powtórzone głosowanie przyniosłoby wyniki zbliżone do tych z 31 października. Zdając sobie z tego sprawę, opozycja będzie raczej grała na czas i liczyła, że pandemia i związane z nią problemy obniżą notowania rządu. Należy uznać za wątpliwe, aby udało jej się w obecnych warunkach wyprowadzić na ulice tylu zwolenników, by wymóc na władzach korzystne dla siebie rozstrzygnięcia (w gruzińskiej tradycji politycznej zmiany są często wymuszane przez uliczne wiece i manifestacje). Należy zatem oczekiwać, że – nie rezygnując z demonstracji – opozycja będzie starała się osiągnąć cele drogą dialogu z rządzącymi, najprawdopodobniej z wykorzystaniem pośrednictwa zachodnich dyplomatów z tbiliskich ambasad i przedstawicielstw. Niewykluczone, że zgodzi się na jakąś formę kompromisu, polegającą na przykład na powtórzeniu wyborów wyłącznie w okręgach jednomandatowych. Jak się wydaje, głównym motorem protestu jest obawa, by kolejne cztery lata rządów Gruzińskiego Marzenia nie doprowadziły do ostatecznej marginalizacji opozycji w jej obecnym kształcie. W tej sytuacji kryzys konstytucyjny może okazać się dla niej ostatnią szansą, aby ten proces odwrócić, m.in. poprzez konsolidację elektoratu za pomocą eskalacji sporu politycznego.
  • Rezultat wyborów z 31 października nie wpłynie na zasadniczy kurs gruzińskiej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Tbilisi jest gotowe do pragmatycznej współpracy gospodarczej z Rosją, a także pozostaje otwarte na rosyjskich turystów, jednak obecnie trudno wyobrazić sobie powrót do normalnych relacji politycznych – w tym wznowienia stosunków dyplomatycznych – bez cofnięcia przez Moskwę uznania dla Abchazji i Osetii Południowej (Kreml zaś uważa tę sprawę za zamkniętą). Obok wyborców SPG do zwolenników takiej normalizacji należy zaliczyć en masse elektorat otwarcie prorosyjskiej Jednej Gruzji byłej przewodniczącej parlamentu Nino Burdżanadze (ugrupowanie uzyskało 0,8% głosów i przyłączyło się do protestu opozycji). Można ich jednak znaleźć również wśród osób popierających GM, zwłaszcza tych o przekonaniach konserwatywnych i bardziej religijnych (cieszący się zaufaniem zdecydowanej większości społeczeństwa Gruziński Kościół Prawosławny uchodzi za siłę w swej istocie prorosyjską). W przypadku przeciągania się kryzysu konstytucyjnego i wzrostu rozczarowania Zachodem partie prorosyjskie mogą zyskać na znaczeniu. Kryzys może także wpłynąć na ogólne osłabienie państwa, co w sytuacji trwającej w Górskim Karabachu wojny z pewnością utrudniłoby reagowanie na różnego rodzaju zagrożenia (np. związane z bezpieczeństwem infrastruktury energetycznej).